czwartek, 5 sierpnia 2010

Dzień XIX




Dzień 20.07.2010
Nasza noclegowa stacja nie miała do zaoferowania nic prócz szaletu ( bo dziurę w podłodze i krany bez wody trudno nazwać toaletą) więc skorzystaliśmy z zapasów wody jeszcze z Bułgarii i szybko uciekliśmy do stolicy. Skopje z początku wydało nam się nieatrakcyjnym dopiero rozbudowującym się miastem dopóki nie trafiliśmy na drugą stronę rzeki po starym kamiennym moście ( z ukrytą po nim ciekawą rzeźbą- patrz zdjęcie). Stara część miasta zatłoczonymi uliczkami, mnóstwem sklepików i knajpek przypominała trochę turecki targ.



Sklepów oferujących wyroby jubilerskie i eleganckie suknie było tak wiele, że zastanawialiśmy się kto tu kupuje takie ilości złota i drogich tkanin, zwłaszcza że co krok można było spotkać żebrzące dzieci i kobiety. Duża część miejscowych kobiet była poowijana od stóp do głów czarnymi chustami i grubymi płaszczami- widok wręcz przerażający w niemiłosiernym upale. Wymieniając europejską walutę na tutejszą poczuliśmy się jak milionerzy - 10 euro wynosi ponad 600 denarów. Przed przegrzaniem poratowaliśmy się zimnym piwkiem w cieniu parasoli i skosztowaliśmy miejscowych przysmaków ( m.in. burek czyli tłusta bułka z nadzieniem mięsnym, serowym lub szpinakowym czy też miejscowy kebab podawany na talerzu z piekielnie ostrą papryczką, cebulą i frytkami). Macedońscy handlarze nie mają w zwyczaju pisania ceny na produktach. Cena często jest podawana ustnie i waha się w zależności od ocenianej na oko zamożności klienta lub „widzimisię” sprzedawcy. Na przykład za to samo tureckie ciasteczko (baklava) jedno z nas zapłaciło 20 denarów, drugie 10 denarów a trzecie dostało je za darmo. Poszukiwanie Wi- Fi było nader trudne , w jednym z pubów Internet się skończył, w drugim pokazywano nam że jest gdzieś na zapleczu, jeszcze gdzie indziej tylko dziwnie się na nas patrzono. W końcu trafiliśmy na kelnera mówiącego po angielsku, który uświadomił nas, że na ulicy możemy złapać skopijską sieć bezprzewodową i rozwiał nasze obawy co do konieczności rejestracji w Macedońskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Na szczęście obowiązek taki ciąży na turystach spoza UE.

W Skopje wskrobaliśmy się jeszcze na twierdzę obchodząc ją najpierw wokół w poszukiwaniu wejścia po to tylko by ujrzeć krajobraz raczej nie ciekawego zbiorowiska budynków mieszkalnych. Jedyne co nas zainteresowało to znajdujące się naprzeciw nas wzniesienie z krzyżem. Jak później wyczytaliśmy w przewodniku ma on wysokość 66 m i jest najwyższym krzyżem na świecie (przyjżyj się ostatniemu zdjęciu).

Przeszliśmy się też deptakiem po drugiej stronie mostu , który był kompletnie odmienny od tego co widzieliśmy przed chwilą. Co krok mijaliśmy drogie restauracje i sklepy światowych marek. Nocleg znaleźliśmy późnym wieczorem w Pestanii nad jeziorem Ohrid.

1 komentarz: