wtorek, 24 sierpnia 2010

Dzień XXXVI

Dzień 06.08.2010

Dziś już nawet największe niedowiarki przekonają się, że nasze busiki mają dusze. Jak inaczej wytłumaczyć to, że mają swoje charaktery i własne zdanie, które potrafią nam bardzo jasno i dobitnie przekazać. Pamiętacie pewnie jak bus Snelliusa nie chciał wyjechać z Polski, a potem z Rumunii. Generalnie robił on wszystko żeby nie dopuścić do wyprawy. Lubi on najwyraźniej swój kraj ojczysty, gdzie właściciel zajmował się nim troskliwie niemal co dzień przez okrągły rok. Nic więc dziwnego, że zbuntował się gdy nagle zamiast codziennej pieszczoty został wygnany na tułaczkę w nieznane. Teraz, kiedy wyjechaliśmy z Chorwacji, z kolei bus Kloda pokazał rogi. Jest on miłośnikiem podróży, wypraw w nieznane, więc gdy tylko zauważył, że klimat się oziębia a krajobrazy z bajkowych zamieniają się na powszednie, zorientował się, że wyprawa dobiega końca i postanowił niezwłocznie wyrazić swój sprzeciw. Gdy tylko wjechaliśmy do UE, gdzieś na Węgrzech zakomunikował nam brak ładowania akumulatora. Szybka diagnoza patofizjologiczna: zerwany pasek klinowy od alternatora, zalecane leczenie: natychmiastowe przerwanie wysiłku fizycznego, a w dalszym postępowaniu wymiana uszkodzonego narządu. Chirurgów i narzędzia potrzebne do operacji jak zwykle mieliśmy na miejscu. Potrzebowaliśmy tylko narządów zastępczych, więc zapytaliśmy napotkanego mężczyznę gdzie możemy takie zdobyć. Być może z powodu naszych ułomności językowych, albo jego nadgorliwości w ciągu 10 minut sprowadził do nas w pełni wyposażoną ekipę transplantacyjną. Obawialiśmy się, że ten humorek naszego busa sporo nas będzie kosztował. Jednak cena okazała się lekkostrawna, uprzejmy pan ni z tego ni z owego podarował nam butelkę domowego wina i już godzinę później obrażony busik chcąc nie chcąc wiózł nas dalej. Odczekał trochę, uśpił naszą czujność i gdy tylko się ściemniło wywinął kolejny numer. Okazało się, że świecą nam się tylko światła postojowe, światła mijania pomimo największych próśb nie zapalały się… Ustawiliśmy więc tymczasowo nasze dodatkowe halogeny tak, aby świeciły w dół i nie oślepiały innych i tak udaliśmy się w dalszą drogę.

Ktoś z drużyny rzucił dla żartu, że może światła załączane są teraz dźwignią wycieraczek. Możecie sobie wyobrazić zdziwienie Kloda, gdy po włączeniu wycieraczek droga przed nami rozjaśniła się…
Tak czy inaczej było już dla nas jasne, że diagnoza patofizjologiczna to za mało. Pacjent potrzebował raczej diagnozy i leczenia psychologicznego. Rozpoznanie: depresja końcowo wyjazdowa, leczenie: długotrwała psychoterapia. Dojechaliśmy na nocleg nad cywilizowane austriackie jezioro, a idealny austriacki trawnik posłużył nam za miejsce parkingowe. W Austrii nawet deszcz tego wieczoru wydawał się padać idealnie pod kątem prostym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz