czwartek, 5 sierpnia 2010

Dzien XXIX

Dzień 30.07.2010

Kiedy rano wtarabanialiśmy się z trudem z nad jeziora po kamienistej ścieżce atakowani przez krzaki przypomnieliśmy sobie ostrzeżenia by w Bośni nie zbaczać na bezdroża, bo podobno nie wszystkie tereny zostały odminowane po wojnie. No cóż, trochę poniewczasie naszła nas ta refleksja.
Pojechaliśmy do Trebnije, miejscowości nieopodal, by wysłać pocztówki z „bombowymi” pozdrowieniami z Bośni. Zahaczyliśmy jeszcze o stację, bo przecież w Bośni tańsze paliwo, jednak oszukano nas tak, że nawet najdroższe paliwo w Chorwacji dużo bardziej by nam się opłaciło.
Potem już na granicę. Klodobus bez problemu wjechał do Chorwacji po czym długo musiał czekać na Snelobus nie wiedząc co się dzieje. Jak się okazało najbardziej prawdopodobna wersja: „coś się popsuło” nie była tym razem trafna. Tymczasem celnik przy sprawdzaniu paszportów popatrzył się krzywo na pomarańczowego busika, po czym zapytał czy kości wiszące na lusterku są ludzkie. Były oczywiście plastikowe lecz załoga już widziała dwóch osobników w gumowych rękawiczkach zbliżających się zdecydowanym krokiem i zdała sobie sprawę, że kontrola jest nieunikniona. Szukano narkotyków w apteczce z lekami (m.in. ustalając komisyjnie skład Nospy), grzebano w Eniowej torbie ze skarpetkami i gatkami, przetrząśnięto dosłownie całego busa po czym zarekwirowano długi nóż i dwa batony jako broń nielegalną w Chorwacji. Gdy dopytywaliśmy się czy nie można byłoby wysłać tych rzeczy do Polski pogrożono więzieniem… Cóż poradzić…
W nienajlepszych nastrojach ale przynajmniej wszyscy w komplecie jesteśmy w Chorwacji. Kilka kilometrów i już widzimy z góry Dubrownik, słynne miasto w całym swym majestacie rozciąga się pod nami na półwyspie a wokół na skrzącej się wodzie chmary żaglówek i stada motorówek. Jedne z największych promów pasażerskich na świecie podpływają i odpływają jeden po drugim jak u nas autobusy. No dobra, może przesada ale nie duża, było ich kilka.


Za to samochodów na parkingach zagęszczenie większe niż w niejednej stolicy. Gdy w końcu znaleźliśmy miejsce z dala od centrum, kolejne pół godziny zajęło szukanie parkometru, który niestety przyjmował tylko lokalną walutę. Kun chorwackich jeszcze nie mieliśmy i ogólnie zniechęceni tym wszystkim pojechaliśmy dalej pięknym skalistym wybrzeżem. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Chorwacja nie jest gościnna dla takich jak my podróżników. Noclegi gdziekolwiek na dziko są nielegalne, campingi wysoko płatne, wszelkie zjazdy z głównej drogi prowadzą do hoteli lub prywatnych posesji. Mieliśmy dużo szczęścia znajdując nocleg tuż przy pięknej kamienistej plaży koło restauracji, której szef był akurat w dobrym humorze i pozwolił nam zostać poproszony ładnie przez żeńską część ekipy.

Mniej szczęścia mieli spotkani tego dnia Polacy. W ich Fordzie Fokusie zatarła się rolka napinająca pasek alternatora właśnie gdy jechali sobie w najlepsze do Dubrownika z kwatery oddalonej ok. 200 km na północ. Mimo najszczerszych chęci nie dało się nic zrobić bez części zamiennych a że zbliżał się wieczór odłożyliśmy sprawę do następnego dnia, my idąc spać w wygodnych busikach a rodacy w naszych śpiworach na kamienistej plaży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz