środa, 28 lipca 2010

dzień XVI

Dzień 17.07.2010
Od rana wielkie pranie, w upale czyste ciuszki szybko były suche. Potem już tylko plaża plaża plaża… Wieczorem zmuszeni do szukania innego miejsca na nocleg przemieściliśmy się po wertepach o kilkaset metrów na szczyt klifu. Pomiędzy krzakami, drzewami stały dobrze poukrywane namioty, samochody campingowe, całe obozowiska porozbijane na dziko głównie przez rodzinki z dziećmi. Podobne zbiorowisko wychillowanych ludzi m.in. naturystów było na plaży. Jeszcze przed snem po ciemku Sław, Klod i Kasia poszli się kąpać w morzu odkrywając fluoryzujące meduzy. Typowych hipisów niestety nie znaleźliśmy. Sami jednak stworzyliśmy odpowiedni klimat rozpalając sziszę :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz