Jesteśmy grupą 7 osób z różnych stron Polski, poznaliśmy się dzięki naszej pasji jaką są Volkswageny T3 potocznie zwane Kanciakami :) Naszym wspólnym marzeniem, była podróż wokół Półwyspu Bałkańskiego, maxymalnie nastawiony na pełen chillout 8-) Ustaliliśmy trasę wyprawy i teraz kończymy naprawiać nasze ukochane busiki, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Jedziemy na ok 6-8 tygodni i w tym czasie będziemy relacjonować wyprawę właśnie na tym blogu ;)
poniedziałek, 12 lipca 2010
dzien VI
Dzień 07.07.2010
Rano z ulgą opuściliśmy zwariowane miasto Cluj-Napoca i skierowaliśmy się w stronę mniejszej miejscowości Sighisoara. Tam właśnie rozpoczęła się nasza przygoda z Vladem Tepesem popularnie zwanym Draculą, to tu urodził się i mieszkał do 4-go roku życia. Jego dom, obecnie zamieniony na restaurację, nie wyróżnia się niczym szczególnym, jednak znajduje się w obrębie klimatycznej cytadeli, której historia sięga XIII w. Zwiedziliśmy salę tortur, wieżę zegarową z ciekawym muzeum wewnątrz oraz pięknym widokiem na okolicę z jej szczytu a także cmentarz, gdzie wiekowe drzewa ocieniały równie stare mogiły pokryte mchem. Zachmurzone niebo dodawało mroku i tak już niesamowitej atmosferze tego miejsca.
Noclegu postanowiliśmy poszukać w tzw. dziczy, której mieliśmy pod dostatkiem wszędzie wokoło. Udało się, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji znaleźliśmy miły zakątek pod lasem, na miejscu, zdawałoby się przeznaczonym do kempingowania. W niezbyt gęstym lasku ustawione zostały drewniane ławy, a niedaleko przed pierwszym drzewem skonstruowane było palenisko (kamienny krąg i 2 słupki metalowe z przyspawanymi drutami tak, aby można było rożen złożyć). Drobne kamyczki utwardzały powierzchnię naszego „parkingu” otoczonego przez pola, a oddalone nieco krzaczki osłaniały odrobinę od drogi.
Przyjechawszy tutaj niewiele myśląc wzięliśmy się za rozpalanie ogniska – chwilkę to zajęło, ale w końcu daliśmy radę. Snell ze Sławem przytachali całkiem spore drzewo, a gdy już płomień się rozgościł wśród gałęzi zorientowaliśmy się, że nie mamy absolutnie nic, co moglibyśmy na tym ognisku przyrządzić – w ruch poszły kuchenki i makaron. Już po kilkunastu minutach mogliśmy się w pełni cieszyć spaghetti przy ognisku!
Spędziliśmy tam bardzo przyjemny choć dość chłodny wieczór. Ciszę zakłócał jedynie skrzek żab, przejeżdżające co jakiś czas wozy konne no i my :P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz