poniedziałek, 12 lipca 2010

dzien V




06.07.2010
Tego ranka drużyna ruszyła dopiero o 14. No cóż, korzystaliśmy z all inclusive ;P
W drodze do granicy pomarańczowy bus jak zwykle strzelił focha. Pobocze ruchliwej drogi nie zachęcało do postoju, jednak na szczęście Eniu, ynteligencyją swoją, sprawnie naprawił wąż od nagrzewnicy, który zerwał się z mocowania i przetarł o przegub. Mogliśmy ruszać na pierwsze spotkanie z celnikami i przedgranicznym stresem. Po sprawdzeniu paszportów pan celnik pożegnał się z nami w swym rodzimym języku i, o dziwo, zdołał zamknąć sneliusowe drzwi, co jest problematyczne nawet dla właściciela. Przekroczyliśmy, uff… Dwa nabite działka przeciwpancerne i kilka rakietek wjechało wraz z nami na terytorium Rumunii, tak dobrze ukryte, że nie zauważone:P
Kierunek na miejscowość Oradea. Tu pierwszy raz zetknęliśmy się z miejscową ludnością. Niestety podświadomie byliśmy zaślepieni przez stereotypy przez co zostawiliśmy samochody na strzeżonym parkingu i zabraliśmy z sobą cenne rzeczy.
Teraz już wiemy: nie wolno wierzyć stereotypom! Jak później mieliśmy się przekonać, rodowici Rumuni są uczynni, uczciwi i gościnni. W uroczym miasteczku obejrzeliśmy wiele ładnych, choć mocno zaniedbanych budynków, przeszliśmy się monciakopodobnym deptakiem i skosztowaliśmy miejscowego specjału, czegoś na kształt twarogowych, mocno słonych placków.
Droga do Cluj-Napoca była spokojna, za to prowadzenie aut w samym mieście mocno dało się we znaki naszym kierowcom. Miejscowość niby nie była bardzo duża - zamieszkana przez 350 tysięczną populację, zaś ulice w niej - w dobrym stanie, jednak przytłaczała nas niewyobrażalna ilość samochodów na pięciopasmowych drogach, trzypasmowych rondach i skomplikowanych skrzyżowaniach oraz kompletnie dla nas nie zrozumiała sygnalizacja świetlna. Co do kultury jazdy, brak komentarza... Panujące ogólnie prawo dżungli i pełne parkingi skutecznie nas zniechęciły do zwiedzenia tego ciekawego miasta. Po usilnych staraniach, które kosztowały nas duuużo czasu i sporo benzyny, cudem udało nam się znaleźć klimatyczny nocleg pod supermarketem Real. Przynajmniej rano będą ciepłe bułeczki :P
Tak minął wieczór i poranek dnia piątego… :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz