poniedziałek, 19 lipca 2010

Dzień XII



Dzień 13.07.2010
Rumunia w końcu pozwoliła nam opuścić swoje gościnne progi. Na przejściu granicznym na szczęście nie sprawdzano daty na winietach… za to był inny „przypał”. Celnik oglądając nasze paszporty znalazł w jednym z nich 50 euro… Cóż, ktoś po prostu schował dobrze swoje wycieczkowe fundusze. Mieliśmy naprawdę niezwykłe szczęście, że skończyło się na mocno zdziwionym i podejrzliwym spojrzeniu oraz oddaniu pieniędzy właścicielowi. Szczęśliwi, że pokonaliśmy wszelkie przeciwności odraczające upragnione plażowanie, gnaliśmy wzdłuż wybrzeża, gdy znów pomarańczowy busik zniknął gdzieś z tyłu. Ponownie ta sama historia, gasł co jakiś czas, jechaliśmy więc na raty - gdy zgasł, Enie wysiadali z auta odpalali auto dając gazu „na silniku” i tak dotoczyliśmy się do Kawarny – światowej stolicy Heavy Metalu i wjechaliśmy nad samo morze, przezornie wybierając tym razem ładną zaludnioną plażę, na której spędziliśmy cały dzień na przemian taplając się w ciepłej wodzie i wygrzewając się na słońcu. Spotkaliśmy tu pewnego Niemca, który polecił nam plażę w Irakli, ponoć miejsce spotkań hippisów. Zdradził nam też, że właściwie w Bułgarii miał zamiar spędzić kilka dni lecz jest tu już dużo dłużej, bo za jazdę na trike’u pod wpływem odebrano mu prawo jazdy i kazano stawiać się na komendzie policji dwa razy w tygodniu… i tak przez kilka miesięcy… Co do interesujących ludzi spotkaliśmy też rodaków. Dwójka znudzonych pracą informatyków, trochę tylko starszych od nas, postanowiła wybrać się w podróż dookoła świata przemieszczając się stopem tudzież różnorodnymi środkami komunikacji publicznej. Na bułgarskiej plaży siedzieliśmy wraz z nimi do późna przy ognisku i imprezowaliśmy w polskim stylu. Mieliśmy też cichego gościa – miejscową dziewczynę, która nie wiadomo skąd się pojawiła, pomagała przy ognisku, cieszyła się z poczęstunku lecz długo nic nie mówiła. W końcu zapytana trochę po bułgarsku, trochę po rosyjsku, przedstawiła się jako Dora, wyznała, że miesza tu, na plaży, bo jej się tu podoba.
Mile zaskoczył nas patrol policyjny - funkcjonariusz ładną angielszczyzną kulturalnie zapytał czy jesteśmy turystami, skąd jesteśmy i poprosił by dobrze zagasić ognisko. Nie było problemu z noclegiem na plaży co w naszym kraju jest przecież wykroczeniem. Podoba nam się w tym kraju :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz