poniedziałek, 19 lipca 2010

Dzień XI

Dzień 12.07.2010
Ok., ostatni dzień winietki, trzeba uciekać do Bułgarii. Pożegnaliśmy się z panem, uzupełniliśmy zapasy wody (na drodze do kranu spotkaliśmy wygrzewającego się w słońcu węża, który czmychnął gdzieś w krzaki gdy nas zobaczył) i podziękowaliśmy za gościnę. Prujemy do Mangalii, gdzie zamierzamy zatrzymać się tylko na poczcie, żeby wysłać pocztówki, małe miasteczko jednak wykazało niezwykłą siłę przyciągania. Wyjeżdżaliśmy z niego trzy razy wracając wciąż jak bumerang. Czemu zostaliśmy w nim aż dwa dni mimo, że nie miało do zaoferowania szczególnych atrakcji turystycznych a co najwyżej market z niezwykle dobrym w stosunku do ceny winem i krzesłami turystycznymi w promocji? Pewnie każdy kto śledził nasze przygody domyśla się, że przyczyną tak długiego postoju w mieścinie była awaria. Długa historia naprawy strawialna będzie jedynie dla miłośników busów dlatego będzie dokładniej opisana w osobnej notce. Dla zwykłych śmiertelników skrócona wersja. Silnik pomarańczowego busika zaczął gasnąć co jakiś czas w zupełnie losowych momentach, najczęściej jednak na wyjeździe z Mangalii, gdy załoga marzyła już tylko o plażowaniu na bułgarskiej riwierze. Popołudnie i wieczór spędziliśmy koczując pod zatłoczonym autoserwisem chcąc nie chcąc czekając na swoją kolejkę, czyli na chwilę uwagi jedynego serwisanta, który znał się na rzeczy. Miał on widać w zwyczaju robić a nie mówić. Nic nie wyjaśniając zajrzał do silnika i zaczął w nim grzebać. W międzyczasie wszyscy, oprócz Snella bardzo przejętego busikiem, rozsiedliśmy się w cieniu przy stoliku korzystając z niezabezpieczonego neta z pobliskich bloków, grając w najlepsze w grę planszową i co jakiś czas przyglądając się scence pt. „jazda próbna”. Scenariusz za każdym razem podobny. Snell wyjeżdża na miasto, po chwili wraca holowany pod stację przez Kloda po czym cała ekipa Eurotrip wpycha busika na plac w klapkach na nogach (jedynie Klod się wyróżniał, pchając busa na boso). Chyba wyglądamy zabawnie :P Mechanik załamuje ręce i grzebie dalej. Wieczorem specjalnie dla nas przyjechał inny specjalista tzw. pompiarz, zdiagnozował, obiecał część zamienną na kolejny dzień. Nie pozostało nam nic innego jak rozbić obóz pod stacją serwisową z malowniczym widokiem na blokowisko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz