poniedziałek, 12 lipca 2010

dzien IV

05.07.2010
Pierwszy chłodniejszy dzień naszej wyprawy, nawet deszczyk odrobinę posiąpił. Rano pobudka, nie minęła godzina, a zielona karta leży wśród dokumentów, winietki błyszczą się na szybkach. Po przebyciu wielu krętych dróżek pod szczytami tatr, z których widoki były zapierające dech, Słowacja przywitała nas piękną tęczą na horyzoncie i latającymi kilka metrów nad ziemią drapieżnymi ptakami polującymi na wypłoszone deszczem gryzonie. Nie zabawiliśmy tam jednak długo – cały kraj przejechaliśmy „na jednym szczochu”.
Tuż za granicą z Węgrami kupiliśmy kolejne winietki, a jakoś w połowie drogi przez ten kraj zatrzymaliśmy się na obiad. Towarzyszyły nam bociany mieszkające w trzech pobliskich gniazdach, a także hordy krwiożerczych komarów. Teraz już dojeżdżamy do granicy z Rumunią i jeszcze przed jej przekroczeniem planujemy nocleg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz